Nasza przeprowadzka z Los Angeles do Portland: podróż do początku z dzieckiem

instagram viewer
Zdjęcie: Olenka Kotyk i Zack Spear przez Unsplash/Composite autorstwa Keiko Zoll dla czerwonego trójkołowca

Po tym, jak strzały rozległy się zbyt blisko, aby zapewnić komfort za oknem sypialni naszego dziecka, i kolejne uderzenie i ucieczka spadła na naszą ulicę, mój mąż i ja zdecydowaliśmy, że wystarczy. Spakowaliśmy nasze dziecko i nasze shih tzu, wyrwaliśmy się ze smogowego miasta i ruszyliśmy do majestatu Północnego Zachodu.

Mieliśmy świetny plan. Mój mąż pracował zdalnie w programie telewizyjnym; robił to przez prawie siedem lat i zgodzili się, że może go zabrać ze sobą. Dostałem pracę, gdy tam dotarliśmy, a ponieważ właśnie otrzymał gigantyczną sumę z zeszłego sezonu, żyliśmy z tego przez pierwsze kilka miesięcy. Potem dostawał kolejną dużą wypłatę cztery miesiące później, więc nie było pośpiechu – nie spieszyłbym się i znalazłem coś, co naprawdę pasowało.

W Portland czekała na nas rodzina, co oznaczało, że mieliśmy szansę wychować syna w otoczeniu miłości, rodziny i świeżego powietrza. Tam wszystko byłoby lepiej.

click fraud protection

Ledwie podpisaliśmy umowę dzierżawy naszego nowego domu na szczycie wzgórza, otoczonego dzielnymi sosnami i od czasu do czasu łysym orłem szybującym nad naszymi głowami, odebraliśmy telefon. Mój mąż stracił pracę. Zastąpili go kimś młodszym i tańszym.

Życie, jakie znaliśmy, zaczęło się rozpadać. Pierwszą porcję pieniędzy przebiliśmy szybciej niż przewidywaliśmy, przenosząc koszty i wyposażenie naszego nowego domu, a teraz reszta pieniędzy, na które liczyliśmy, w ogóle nie nadeszła. Zalał nas strach, złość i uraza. Wydawało się, że nasz bezinteresowny wybór, by zapewnić naszemu dziecku lepsze życie, odniósł odwrotny skutek i zostaliśmy ukarani. Żadne z nas nie miało pracy, byliśmy daleko od przyjaciół i byliśmy na skraju bankructwa.

Zerwaliśmy z naszym miastem i jak każde zerwanie na początku, czuliśmy się słuszni, wzmocnieni, a nawet przepełnieni radością. Niedługo potem obudziło się w nas niepewne uczucie, paniczny głos kwestionujący wszystko. Nie mogliśmy powstrzymać się od ciepłej nostalgii za wszystkim, co zostawiliśmy, pomijając wszystkie powody, które zostawiliśmy w pierwszej kolejności.

Jak porzucony kochanek, tęskniliśmy za tym, co kiedyś było. Na szczęście dla nas nie mogliśmy pić SMS-a do naszego byłego. Nasza była kochanka była zbyt daleko, zbyt nieosiągalna. Powrót byłby zbyt kosztowny w każdy możliwy sposób. Ciągłe powtarzanie „powinniśmy zostać” lub „powinniśmy iść” było gryzące i autodestrukcyjne, wiedzieliśmy, że musimy pogodzić się z naszym wyborem, więc maszerowaliśmy dalej.

Dwie bezrobotne osoby w małżeństwie to przepis na beczkę prochu. Nasze małżeństwo, wciąż nienaruszone, ale napięte, odniosło głębokie rany. Oboje zmagaliśmy się z mrocznymi napadami depresji i gniewu. Gdyby nie miłość naszego syna, czasami nie wiem, jak byśmy wstawali z łóżka.

Nagle znaleźliśmy się na pomocy rządowej na opłacenie rachunków za ogrzewanie i kiedy zabraliśmy syna na 12-miesięczną kontrolę, zapytano nas, jakim typem bezdomnego jesteśmy. Nasza godność była już przeszłością, gdy walczyliśmy o utrzymanie głowy nad wodą. Złożyliśmy podanie i zostaliśmy odrzuceni przez stanowiska, do których nie byliśmy zakwalifikowani, ponieważ jedyne, co kiedykolwiek znaliśmy, to życie w branży rozrywkowej.

Mój niepokój powodował upadek mojego zdrowia. Po niepokojącej diagnozie zostałem wysłany do doradcy, aby zobaczyć, jak zarządzanie stresem pomoże złagodzić mój ból fizyczny. Codzienny niepokój o to, co się z nami stanie, pochłaniał wszystko i fizycznie powodował, że chorowałam. Nasza trajektoria w dół dotknęła wszystkich, w tym naszych rodziców i naszych przyjaciół. Wszyscy nasi bliscy czuli się bezradni, obserwując, jak sprawy się pogarszają.

Chwilowe zwycięstwo, takie jak decyzja o jeździe dla Lyft, zostało udaremnione, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że nasz samochód jest za stary, aby się zakwalifikować. Obiecująca rozmowa o pracę, która zakończyła się brakiem pracy, ponieważ mój mąż miał zbyt wysokie kwalifikacje. Oparzenie na dłoni, nieustanny ból fizyczny, kołatanie serca, kolejna walka, jeszcze jedno odrzucenie, kolejna porażka – dni mijały nam nieubłaganie bez ani jednej chwili wytchnienia od nieszczęścia czy smutku.

Nasze pierwsze kilka miesięcy to pchanie i ciągnięcie od rozpaczy i nieładu do chwil zachwytu i czystej radości. Obserwowaliśmy, jak nasz syn kończy pierwszy rok życia, obchodzimy swoje pierwsze Halloween i razem rozstawiamy choinkę. Były rodzinne wycieczki na wybrzeże Oregonu. W przeciwieństwie do słonecznych plaż Kalifornii, ocean wydaje się być opętany przez pogardzaną kobietę; mroczny, zniewalająco piękny i zły. Nasza rodzina skuliła się razem na zimnie, obserwując jej hipnotyczne fale i była wypełniona długo oczekiwaną chwilą spokoju.

Pewnej nocy, kiedy mój mąż i ja wybiegliśmy na zewnątrz na mroźny mróz tylko po to, by razem wpatrywać się w rozgwieżdżone niebo. Dźwięk pociągu w oddali, ten, który przypomina mi dom mojego dzieciństwa, który teraz z miłością nazywamy mój pociąg. Są wyjące wiatry, niekończące się drzewa, trzaskający kominek, góry na horyzoncie i wreszcie… śnieg.

Jeśli patrzysz na spadający na ciebie śnieg wystarczająco długo, nie możesz stwierdzić, czy płyniesz w jego kierunku, czy zaraz zostaniesz przez niego pogrzebany. Usiadłam na parapecie z synem na kolanach i patrzyliśmy w górę, jak spadł w coś, co wydawało się niekończącym się kocem bieli. Olbrzymie płatki rozpryskujące się na szybie okna, gdy patrzyliśmy z podziwem. Ciche, mroźne powietrze, ćwierkanie ptaka w oddali, satysfakcjonujący chrzęst pod naszymi stopami i mój maluch ściskający moją dłoń, gdy stawia pierwszy krok w śniegu.

Na zewnątrz zaczyna się rozgrzewać. Mniej sięgamy po dodatkowy żółty kocyk na kanapie. Słońce wpada przez jasne kuchenne okna, a wszędzie, gdzie spojrzymy, widać biedronki i wróble.

Znalazłam pracę. Różni się od wszystkiego, co robiłem wcześniej i zmusza mnie do uczenia się nowych rzeczy. Czytam więcej – tak radzę sobie z moim niepokojem. Budzę się wcześniej, piję spokojnie kawę, podczas gdy moja rodzina śpi i pracuję w ciszy.

Mój mąż znalazł pracę tymczasową, która pozwala mu spędzać z nami dużo czasu. Oszczędza, żeby wrócić do szkoły i nauczyć się czegoś innego. Mój syn nie jest 11-miesięcznym dzieckiem, które przywieźliśmy tu pięć miesięcy temu, to pełnowymiarowy maluch. Bawi się na dworze w błocie i uczy się mówić. Wie tak wiele rzeczy. Rozwija się.

Nawet nasz mały piesek wyrósł z kędzierzawego psa miejskiego w twardego psa, który bawi się z dużymi psami w psim parku. Jest kudłaty i cieszy się świeżym powietrzem i ciepłem naszego kominka.

Yeats powiedział kiedyś: „Szczęście nie jest ani cnotą, ani przyjemnością, ani tym, ani tamtym, ale po prostu wzrostem. Cieszymy się, kiedy się rozwijamy.” Myślę o tym każdego dnia i przypominam sobie, że choć czasami może to być bolesne, przynajmniej rośniemy. Podróż była bardziej wyboista, niż się spodziewaliśmy, ale razem idziemy do przodu, aby budować nasze nowe niesamowite życie.

insta stories